Nazywam się Elena, jestem elfką niskiego rodu, pochodzącą z Rivendell i chcę opowiedzieć wam pewną historię...
Jak
co dzień, wstałam, ubrałam się i wyszłam nad strumień, jednak ten
pozornie zwyczajny dzień, mógł stać się najbardziej wyjątkowym dniem w
moim życiu.
Przechodząc koło siedziby Elronda, zauważyłam jakieś zamieszanie i podjeżdżający do bram pałacu orszak.
-
A no tak, dziś miał przyjechać król Thranduil z Mrocznej Puszczy razem
ze swoim synem - mruknęłam do siebie. Na rynku można było usłyszeć wiele
rzeczy, a o tym mówili od jakiegoś tygodnia. Ciężko było czegoś nie
usłyszeć.
Właściwie
nie powinnam się za bardzo interesować sprawami dworu, ale ukryłam się w
krzakach i zaczęłam obserwować wydarzenia. Gdyby ktoś mnie teraz
zobaczył miałabym przechlapane, ale trudno. W końcu trudno oprzeć się
ciekawości.
Chwała
światłu, za zmysły elfów, bo z odległości 200 metrów człowiek nie
słyszy za bardzo rozmów, o ile się nie krzyczy. A coś takiego w "dobrze
wychowanym towarzystwie" chyba nigdy nie następuje. Zaśmiałam się pod
nosem. Wszystkie elfy były dobrze wychowane, tylko, że niektóre z
wyższych rodów uważały się za lepsze we wszystkim. A niby wszyscy
jesteśmy takimi "stworzeniami światła, odpornymi na większość zła". Niby
jesteśmy w wielu rzeczach lepsi od innych ras, co z resztą jest prawdą,
ale takie wywyższanie się z powodu urodzenia jest bez sensu.
Ale
ja oczywiście nie mogłam powiedzieć moich poglądów na głos, bo gdyby
ktokolwiek usłyszał co mówię, to albo bym była martwa, albo uznana za
wariatkę i chorą psychicznie. A na to nie miałam ochoty.
Tym
akcentem skończyłam swoje przemyślenia i dalej obserwowałam to całe
przywitanie gości. Na światło księżyca, ile można spełniać takie
formalności, zwykłe "Witajcie" już nie wystarczy? W sumie u "wyższych
sfer" pewnie nie.
Z
Elrondem witał się właśnie jakiś młodszy elf, do moich uszu dotarło coś
w stylu "Witaj panie Elrondzie, to zaszczyt móc się z tobą spotkać" i
"Miło cię znów widzieć Legolasie, wydoroślałeś od naszego ostatniego
spotkania" i jeszcze jakieś inne gadki, których nie chciało mi się
słuchać.
-
To musi być ten cały książę, nad którym tak te elfki na rynku
wzdychały. - mruknęłam do siebie. W sumie chłopak był dość przystojny,
aczkolwiek, to jak się rozpływały nad jego wyglądem było lekką przesadą.
Zaśmiałam się pod nosem na wspomnienie tego co wtedy usłyszałam. Co
prawda zrobiłam to naprawdę cicho, ale książę musiał to usłyszeć i
spojrzał w moją stronę. Po chwili wpatrywania się w krzaki zmarszczył
brwi i odwrócił się w stronę wejścia do pałacu.
-
Uff, mało brakowało. - szepnęłam do siebie i zaczęłam powoli wycofywać
się w stronę wcześniejszego celu, czyli strumyka. Doszłam do mojego ulubionego miejsca w potoku, zdjęłam buty i zaczęłam brodzić w
chłodnej wodzie.
- Co robi tutaj taka młoda elfka sama? - Usłyszałam głos za moimi plecami. Niestety domyślałam się do kogo należał.
- Panie, ja tylko wyszłam na spacer. - powiedziałam odwracając się w stronę elfa i jednocześnie kłaniając.
-
Dlaczego mnie tak tytułujesz, nie wiedząc kim jestem? - spytał, a ja
zaczęłam wyzywać swoją głupotę w myślach. Oczywiście musiałam się w coś
wkopać.
- Emm, widać, że jesteś wysokiego rodu, panie. - Próbowałam wybrnąć jakoś z tej sytuacji.
- Nie widziałaś mnie, kiedy tu podszedłem. - dociekał dalej książę.
-
Mmm, znam chyba wszystkie elfy z miasta i rozpoznaję ich głosy.
Twojego, panie, nigdy nie słyszałam. Ale na targu ktoś mówił o
przyjeździe króla i księcia z Mrocznej Puszczy, więc domyśliłam się, że
to możesz być ty, panie. - Wymyślałam na poczekaniu jakieś kłamstwa.
-
Tak? Mógłbym być kimś z orszaku, wiesz o tym? A może wiesz kim jestem,
bo kiedy tu przyjechaliśmy, ty siedziałaś w krzakach i przyglądałaś się
temu?
-
Skąd taki pomysł, panie, nigdy by mi coś takiego do głowy nie przyszło.
Ja tytułuję obcych mi elfów z przyzwyczajenia, bo ciężko znaleźć kogoś
niższego rodem ode mnie, więc nie robi to różnicy... - Język zaczął mi
się plątać. Na Słońce i gwiazdy, czy on musiał mnie zauważyć?!
- Wiesz, nieźle kłamiesz jak na tak uroczą elfkę. Ale mnie nie oszukasz, usłyszałem cię i dostrzegłem.
-
Ehh, przepraszam, panie, nie mogłam się wtedy powstrzymać. Po mieście
chodziło wiele plotek. Zauważyłam, że przyjeżdża orszak, i chciałam się
temu przyjrzeć. Proszę, panie, nie każ mnie za ciekawość. - Podniosłam
wzrok na twarz stojącego przede mną elfa. Muszę przyznać, że z bliska
wyglądał na jeszcze przystojniejszego. Ehh, jestem głupia, jak ja w
ogóle mogę myśleć o takich rzeczach. Zaraz pewnie trafię do lochu za
ciekawość i kłamanie księciu. Idiotka ze mnie.
-
Jak mogło ci przyjść do głowy, że będę chciał cię ukarać? Przecież
chciałaś tylko popatrzeć, co w tym złego? - Spojrzał na mnie zdziwiony.
- No, gdyby złapała mnie straż, pewnie miałabym kłopoty. Dziękuję ci, panie.
- Proszę nie tytułuj mnie tak. To dziwnie brzmi. Jestem Legolas. - Uśmiechnął się przyjaźnie elf podając mi rękę.
- Elena. - Również się uśmiechnęłam.
- Gwiazda. Piękne imię. Więc co tu robisz sama?
-
Mówiłam, że przyszłam na spacer. A tak konkretniej to pozbierać trochę
kamieni dla rodziców. - Odpowiedziałam wskazując na ziemię pod moimi
stopami. Była usłana gładkimi odłamkami skalnymi.
- Czym zajmują się twoi rodzice? - Zainteresował się chłopak.
- Trochę jubilerstwem, trochę płaskorzeźbą. - Wyciągnęłam swój naszyjnik z oprawionym kamieniem rzecznym, na którym wyrzeźbiona była gwiazda.
- Nigdy nie słyszałem o takich połączeniach, ale wygląda świetnie. Piękny wisiorek.
-
Dziękuję, to zasługo moich rodziców, mam go praktycznie od urodzenia. -
Uśmiechnęłam się szeroko w duchu. Nareszcie ktoś z "wyższych sfer"
zobaczył pracę moich rodzicieli i ją docenił. - Ojejku, ja tu rozmawiam,
a na mnie w domu czekają.
- Może ci pomóc? - Legolas zaczął zdejmować buty.
- Nie trzeba, dam radę, naprawdę... - Zaczęłam protestować, ale elf był już w wodzie.
- Pomocy się nie odrzuca. - Powiedział wyniosłym głosem i szeroko się uśmiechnął.
-
No dobrze, szukam dzisiaj takich o dziwnych kolorach i nie za dużych i
jeszcze muszą być dokładnie oszlifowane na brzegach. - Powiedziałam mu i
podniosłam z wody zielony, okrągły kamień.
-
Czyli nic skomplikowanego. - Podsumował i zaczął szukać kamyków
pasujących do mojego opisu. Po piętnastu minutach mieliśmy już po
naręczu skałek. Wyszłam z potoku, wrzuciłam swoje do przygotowanej sakwy
i podałam ją Legolasowi, żeby wrzucił swoje. Gdy to zrobił, porządnie
zawiązałam worek, usiadałam na ziemi i zaczęłam zakładać buty. Chwilę
później wstałam zabrałam torbę z otoczakami i chciałam pójść w swoją
stronę, ale zatrzymał mnie książę Mrocznej Puszczy.
- Już sobie idziesz? - spytał.
- Muszę. Zrobiłam co trzeba i powinnam wracać do domu.
- A mogę cię chociaż odprowadzić?
-
Raczej nie, to dziwnie by wyglądało, gdyby jakąś niską rodem elfkę
odprowadzał do domu książę, prawda? Po za tym na pewno cię już szukają. -
Uśmiechnęłam się lekko i znów odwróciłam się w swoją stronę.
- Ehh, co prawda, to prawda, ojciec mnie zabije. Ale czy spotkamy się jeszcze? - zapytał.
-
Nie wiem Legolasie, nie możemy się spotykać. Ty jesteś księciem, a ja
zwykłą, nie wyróżniającą się elfką. Jesteśmy jak ogień i woda. -
Powiedziałam i sama nie wiedzieć czemu podeszłam do niego, pocałowałam
go w policzek i szybko odbiegłam, zanim zdążył mnie zatrzymać. Kiedy
biegłam, mogłabym przysiąc, że powiedział "a wiesz, że przeciwieństwa
się przyciągają?".
Przez następne dwa tygodnie unikałam wychodzenia na miasto jak tylko
mogłam i przychodziłam nad strumyk w innym miejscu. Wiedziałam, że on
czeka na mnie na mojej tradycyjnej drodze. Ale ja nie chciałam się z nim
spotykać. To narobiłoby nam obojga kłopotów. nie mogłam robić mu
nadziei.
Dwa tygodnie po tamtym spotkaniu orszak z Mrocznej Puszczy opuszczał
Rivendell. Przyglądałam się pożegnaniu z miejsca, w którym siedziałam
oglądając jego przybycie do miasta. Widziałam jak Legolas żegna się z
Elrondem a potem patrzy w moją stronę i szepcze "Żegnaj". Wiedziałam, że
mnie widzi. Odpowiedziałam mu tym samym słowem. Dostrzegałam w jego
oczach smutek. W moich, było to samo uczucie, ale była też nadzieja.
Nadzieja na ponowne spotkanie. On mnie nie znał z innej strony. Ale ja
oprócz grzecznej elfki, byłam też zbuntowaną dziewczyną, która może
wywrócić świat do góry nogami. Jeszcze nie teraz, ale kiedyś zbuntuję
się, zacznę mówić o moich poglądach, i wtedy kto wie co się stanie. Ale
chyba zawsze będziemy dla siebie przeciwieństwami. Jak ogień i woda.
No to może ja się odezwę. Mnie to tam się bardo podoba, aczkolwiek... wiesz. Sama wiesz.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie ze ty się zgłosiłas... paa ;3
*tak wiem że konstruktywnie* ^^